Olympus E-M5 II - test praktyczny

O głośnej i zapowiadanej od dawna premierze tego aparatu pisaliśmy Wam tutaj. Od razu było wiadomo, że urządzenie będzie niezwykłe, głównie dzięki dwóm elementom: matrycy oraz stabilizacji obrazu.

Zapowiadana matryca miała być o tyle ciekawa, że producent nie poddał się ogólnoświatowemu wyścigowi na pakowanie kolejnych milionów pikseli na małe sensory i pozostawił jej rozdzielczość na poziomie 16 megapikseli, obiecując jednocześnie wysoką jakość obrazu. Natomiast stabilizacja miała stanowić swego rodzaju rewolucję, gdyż nie dość, że miała być bardzo wydajna (wg producenta osiągająca równowartość 5 EV) to dzięki mechanizmowi przesuwania matrycy miała jeszcze dodatkowo pozwolić na wykonywanie kilku ujęć (konkretnie 8 szt.) i składanie ich bezpośrednio w puszce w jeden 40 megapikselowy obraz. Na testy tego rewolucyjnego rozwiązania zaprosimy Was już w najbliższym czasie a dzisiaj zajmijmy się pierwszą obietnicą Olympusa tj.: jakością obrazu.

Poniżej przedstawiamy wycinki 100% (1:1) dla poszczególnych iso, prosto z puszki, bez żadnych manipulacji (oczywiście poza bezstratnym przycięciem pliku). Jak zwykle, zgodnie z naszą procedurą, wykonano po 4 zdjęcia dla każdego poziomu czułości iso, z użyciem dobrego stałoogniskowego obiektywu (w tym wypadku Olympus M.Zuiko Digital 45 mm f/1.8) i wybrano z nich najlepszy, z którego bezstratnie wycięto przedstawiony fragment. W celu eliminacji ewentualnych wad obiektywu ujęcia wykonano dla wartości przesłony f/5,6. Zapraszam do obejrzenia. Jak zwykle sprawę pozostawiamy bez komentarza, bo cytując naszą klasykę: „My testujemy, Ty oceniasz”!